Pani Bovary

Tym razem pora na kolejną wyznaniową pozycję. Przygoda z ‘Kobietą w zwierciadle literaturypowoli dobiega końca. ‘Pani Bovary’ Flaubert’a to przedostatnia lektura. A co dalej? Niedługo się okaże.

Na samym początku napiszę, może niezbyt zachęcająco, że ‘Pani Bovary’ była dla mnie lekturą nieco męczącą. Niestety, kolejna pozycja tzw. klasyki mnie nie zachwyciła. Zapewne bierze się to stąd, że na literaturze nie znam się za bardzo. Raczej losy kobiety zapatrzonej w sobie mnie nie ciekawią.

Tytułowa bohaterka – Emma, to kobieta marząca o bogactwie, przepychu, sławie i wielkomiejskim życiu. Niestety zostaje żoną zwykłego wiejskiego lekarza. Marzenia pozostają marzeniami, ale pragnienie ich spełnienia ciągle pozostaje silne.

Za początek problemów państwa Bovary można przyjąć bal u hrabiego. Emma zasmakowała tam wytwornego życia i tak ją ono zafascynowało, że nie mogła powrócić do codzienności. Czuły mąż wspaniałomyślnie postanowił zmienić miejsce zamieszkania. Cóż jak nie zmiana środowiska, poprawia humor kobiety?

Bohaterka z czasem staje się bardziej zuchwała. Najpierw w jej życiu (i marzeniach) pojawia się Leon – młody, zdolny, inteligentny, później Rudolf – bogaty, władczy, potrafiący uwieść kobietę słowami. Emma coraz bardziej oddaje się nowym namiętnościom, zapomina o córce i mężu. Stwarza pozoru troskliwej by dalej brnąć w sieć kłamstw.

A jej mąż? Karol widział w swojej żonie ucieleśnienie dobra, kobietę-anioła. Niewinną i czystą. Nie zauważył w niej żadnych wad, uległ jej i wykonywał każde jej polecenie. Emma wywierała na nim zgodę na własne zachcianki i dogodności. Przez głowę mu nie przeszło, że kochana żona może wdać się w romans i wykorzystywać zarobione przez niego pieniądze na schadzki z kochankiem.

Najbardziej poszkodowaną osobą staje się w tej całej historii mała Berta. Pozbawiona opiekuńczych rodziców wychowuje się u mamki. Matka ostatecznie pozbawia ją przyszłości, zadłużając rodzinę. Również nieodpowiedzialny ojciec przyczynia się do klęski tej małej istotki.

‘Pani Bovary’ to powieść skandaliczna, wywołująca wiele zamieszania w czasach, w których została wydana. Dzisiaj historia kobiety, która pragnie nowych doznań nie porusza tak jak kiedyś.

Czytając dzieło Flaubert’a miałam małe deja vu. Niedawno czytałam ‘przebudzenie’ Kate Chopin. Są to książki w dużym stopniu do siebie podobne. Losy bohaterek są niczym lustrzane odbicia. Niestety nigdy nie potrafiłam zrozumieć zabiegu kopiowania (bądź wzorowania)…


Nieznośna lekkość bytu

‘Miłość jest tęsknotą po utraconej połowie nas samych’


Przyznam, że mam problem. Nie wiem co mam napisać o tej książce. Mam zagłębiać się w historię? Miłość? Psychologię? Filozofię? Wyjdzie banalnie i odrzuci od książki potencjalnych czytelników. Wybaczcie mi tą nieumiejętnie napisaną ‘recenzję’.
Kundera mnie zafascynował – to pewne.

‘Nieznośna lekkość bytu’ to obraz Czech, w czasie Praskiej Wiosny. Obraz społeczeństwa i problemy nim miotające poznajemy dzięki bohaterom: Tomaszowi, Teresie, Sabinie. Ich życie to pasmo problemów, wyborów, sprzecznych uczuć i nieporozumień.

Tomasz to szanowany lekarz, pragnący niezależności i szukający nowych ‘doznań’. Nie chce stworzyć stałego związku, ciągle zmienia kochanki.

Sabina to przyjaciółka Tomasza, jedna z jego kochanek. Jest malarką, buntuje się przeciwko komunizmowi. Nie daje się podporządkować władzy. Rozpoczyna nowe życie w Szwajcarii, a stamtąd wyrusza w inne zakątki świata. Byle jak najdalej od ojczyzny.

Teresa to kobieta zagubiona, pragnąca wyzwolić się spod skrzydeł znienawidzonej matki. Pełna kompleksów, niepewna siebie, swoją szansę upatruje w Tomaszu. Przypadkowe spotkanie zmienia życie obojga.

O czym tak na prawdę jest ta książka?

‘Nieznośna lekkość bytu’ to w pewnej mierze analiza ludzkiej psychiki. Wpływa na nią po części sytuacja polityczna. Ucisk polityczny, podporządkowanie życia wymogom nowej władzy i wszechobecna kontrola zmuszają ludzi do podejmowania wyborów.

Kundera porusza też kwestię miłości. Nieidealny związek Teresy i Tomasza oraz późniejsze dzieje Sabiny i Franza, to próba ukazania różnić i niezrozumienia między kochankami. Każde z nich ma inne priorytety, oczekiwania. Każde z nich podąża własnymi ścieżkami, z jednej strony pragnąc niezależności a z drugiej oparcia. Autor szczegółowo analizuje różnice w psychice kobiety i mężczyzny.

“Nieznośna lekkość bytu’ porusza także problemy natury filozoficznej, religijnej, społecznej…

Milan Kundera stworzył powieść wielowymiarową. Problemy w niej zawarte mimo, że odnoszą się do lat 70. ubiegłego stulecia, są obecne także w dzisiejszych czasach.
Może zamiast zagłębiać się w wątpliwą filozofię popularnego Coelho, lepiej sięgnąć po powieść Kundery? Zapewniam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, jakąś naukę, mądrość.


Amerykańscy Bogowie

Książka Neil’a Gaiman’a długo czekała na swoją kolej. Już nie raz miałam ją w swoich rękach, ale zawsze odkładałam ją na półkę. Jednak doczekała się.

Przy wyborze tej książki radzę nie kierować się notką wydawniczą. Zwłaszcza jej końcową częścią. Żadnych kryminalnych zagadek tutaj nie znajdziecie. Długo czekałam na wątek tajemniczych morderstw, ale tą część akcji poznają tylko osoby, które wytrwają do końca. Oczywiście nie znaczy to, że książka mnie rozczarowała – nie lubię zbytnio kryminałów.
Jedyne co mnie rozczarowało to przynależność ‘Amerykańskich Bogów‘ do działu fantastyki. Ale nie mnie to oceniać. Nie znam się na gatunkach literackich.

Dzieło Gaiman’a rozpoczyna się dosyć niepozornie. Cień, skazaniec kończący odsiadywanie wyroku, jest postacią bez polotu. Ot zwykły człowieczek. Jadnak wplątany w ciąg nadzwyczajnych zdarzeń nabiera dla czytelnika charakteru. Dziwi fakt, że daje wplątać się w tajemnicze interesy, o nic nie pyta i ulega swojemu ‘pracodawcy’. Nadaje to jednak swoistego smaczku dla akcji. Zadajemy sobie pytanie: co dalej? I to chyba trzyma nas przy tej książce.

Akcja szczerze mówiąc jest dosyć powolna. Często następuje zatrzymanie wydarzeń co może nieco irytować. Oczekujemy na jakieś znaczące posunięcie, a na kartach powieści pojawiają się te same czynności. Tak samo jak w przypadku osoby bohatera, tak tajemniczość wzmaga potrzebę zagłębienia się w treść. Przyznam, że zabieg ten opłacił się autorowi.

Wiele się o tej książce słyszało. Wiele osób gorąco ją polecało, inni dziwili się fenomenem powieści. Może czytelnicy wykazują tak skrajne opinie dlatego, że Gaiman porusza drażliwą sprawę wiary? Oczywiście nie jest to tak głębokie naruszenie uczuć religijnych jak w przypadku ‘Kodu da Vinci’, gdzie temat podany był jak na tacy, obdarty z symboliki.

Co przekazuje autor? Że bogowie rodzą się w umysłach ludzi. To oni ich stwarzają, nie odwrotnie. Dopóki ktoś wierzy – bóg istnieje. Pokazuje, że bóstwem stać się może wszystko. Każde uzależnienie to bożek, władający naszym życiem.

‘Amerykańscy bogowie’ na szczęście nie zatrzymują się na mglistym przekazie dotyczącym religii. To także opowieść o rządzy władzy, o zdradzie i tym, że nie wszystko jest takie jakim się wydaje.

Powieść Gaiman’a czyta się niezwykle szybko, pomimo tego, że początkowo może przerazić swoją objętością. Należy do lektur z gatunku tych przyjemnych, niekoniecznie łatwych. Dla mnie nie była obiektem zachwytów, ale na pewno jest warta przeczytania.
Gaiman miał pomysł na powieść i wykorzystał go w 100%.

Trzynasta noc

Błazen – nieodłączna część (a właściwie osoba) królewskiego dworu. Postać mająca jedynie zabawiać króla. Ale czy na pewno. Czy trefniś jest tylko ‘pajacem’ robiącym z siebie pośmiewisko wyłącznie ku uciesze władcy?

Tajemnice tego specyficznego zawodu próbuje zgłębić Alan Gordon w ‘Trzynastej nocy’. Feste, główny bohater, oraz jego towarzysze błaźni, to jak się okazuje dość znaczące persony. Ukrywając się za maską, potrafią sterować każdym człowiekiem – bez skrupułów, wyrzutów sumienia, ale zgodnie z własnym zamysłem.

‘Trzynasta noc’ to pewnego rodzaju kontynuacja ‘Nocy Trzech Króli‘ Szekspira, której niestety nie czytałam (ale mam nadzieję, że to nadrobię). Jednak znajomość dzieła angielskiego dramatopisarza nie jest potrzebna. Autor przywołuje koleje postaci na kartach swojej powieści tak więc czytelnik świetnie może zorientować się zarówno w tym co działo się kilkanaście lat wcześniej akcja Gordona.

‘Trzynasta noc’ to książka o podłożu kryminalnym. Główna akcja powieści toczy się wokół śmierci księcia Orsyno – dawnego przyjaciela Feste. Bohater musi stoczyć się nie tylko z rozwikłaniem zagadki śmierci władcy, ale musi także zapanować nad swoim zachowaniem nie ukrytym za przebraniem błazna. Pokonuje przyzwyczajenia i pragnienie odkrycia swej osoby przed starymi znajomymi. Feste musi także zapomnieć o dawnych niepowodzeniach.

Gordon podjął się próby ukazania cechu błaznów jako instytucji mającej wpływ na politykę i najważniejsze osobistości czternastego stulecia. Autor opiera się na niepotwierdzonych źródłach twierdzących, że cech błaznów istniał na prawdę i skupiał w swoich szeregach nieprzeciętne osobowości.

Czy ‘Trzynasta noc’ zachwyca?
Mnie nie. Nie rozbawił mnie humor Gordona, nie porwała akcja a sama zagadka śmierci nie była jakoś szczególnie dokładnie zarysowana.
Ot, zwykła i lekka lektura na umilenie wieczoru.

Tessa d’Uberville

Z lekkim opóźnieniem, ale udało się. Kolejna wyzwaniowa książka za mną. I o dziwo nie była wymęczona, jak w przypadku poprzednich pozycji.

‘Tessa d’Uberville‘ to historia młodej, angielskiej dziewczyny. Pochodząca z ubogiej rodziny, piękna Tessa zdaje się być najbardziej odpowiedzialną osobą w rodzinie. Jednak jej losy odwracają się w skutek nieszczęsnego spotkania.

Kiedy ojciec dowiaduje się, że jest potomkiem sławnego angielskiego rodu, nie przestaje snuć wizji powrotu do dawnej świetności. A Tessa jako najstarsza córka zostaje przeznaczona do tego by wykonać ten szczytny cel.

Tak więc pchana ambicjami rodziców wpada w sidła pseudo-d’Ubervilla. Uwiedziona przez niego traci to co w dawnych czasach uważane było za największą cnotę kobiety – niewinność.
Po pamiętnej dla Tessy, wrześniowej nocy, jej życie staje się pełne bólu, smutku i nieszczęścia.

Hardy w swoim dziele ukazał nam obraz społeczeństwa angielskiego w XIX w. Ukazał głównie problemy wiejskich rodzin, które marząc o majątku poświęcają własne dzieci.

Książka, jest także obrazem ludzkich zabobonów i obyczajów. Autor obszernie opisuje wiejskie zajęcia i tradycje. Dowiadujemy się też jak mija rolniczy rok. Nie brakuje też licznych i momentami męczących opisów przyrody.

Jednak dzieło Hardy’ego zwraca uwagę na sytuację wiejskich kobiet. Na przykładzie Tessy ukazuje problem surowo przestrzeganej niewinności dziewcząt. Jej utrata stanowi poważny problem w drodze do szczęścia każdej młodej kobiety.
Tessą jest też ucieleśnieniem przegranych marzeń, naiwności i uległości.

Moje wydanie ‘Tessy’ widnieje pod znakiem literatury romansu. Jednak raczej jest to niewłaściwe katalogowanie tej powieści. Mimo tego, że autor przedstawia historię miłości Tessy i Angela, to uczucia tego na kartach książki jest niewiele. Ważniejszy jest wątek społeczny, obraz angielskiej wsi i stosunków w niej panujących.

Czy ‘Tessa’ była czasem straconym?

Na pewno nie. Jednak powieść ta nie na długo wyryje się w mej pamięci. Przelotna znajomość, która nie porwała mojej czytelniczej części duszy.
Mimo wszystko polecam.

Młyn nad Flossą

Kolejny miesiąc i kolejna pozycja wyzwaniowa. Po dosyć nudnawej “Żydówce z Toledo” przyszedł czas na coś interesującego. Przynajmniej według statystyk.
A jak wiadomo statystyki zbyt często nie mają związku z rzeczywistością.

“Młyn nad Flossą” pana Eliota (a właściwie Mary Ann Evans) nie zrobił na mnie większego wrażenia już na początku. Jak forumowym koleżankom wiadomo, narzekałam na narracje.

Niestety autorka początkowo wprowadza czytelnika w bajkę. Takie zwroty jak “Drogi czytelniku…” kojarzą się raczej z literaturą dziecięcą bądź pamiętnikami (chociaż tam raczej obecne jest “drogi pamiętniku…”).

Ale zostawmy narracje – przecież nie to buduje opini o książce.

Poznając jedną z bohaterek – Madzię, ma się złudne wrażenie podobieństwa. Podobieństwa do Jane Eyre – nawiedzonej przez demony dziewczynki (przynajmniej tak zdaje się ‘rodzinie’).
Początek to sielanka rodzeństwa, okropne towarzystwo ciotek i materialistyczne podejście do świata.

Tomek i Madzia żyją w rodzinie ‘na pokaz’. Zastawa, dom, majątek, dzieci – wszystko ma być lepsze od tego co posiadają sąsiedzi i rodzina. Oczywiście jest to też świat wiecznej zazdrości.

Każdy coś krytykuje – najbardziej jednak obrywa się biednej Madzi. A bo to włosy się źle ułożą, a bo to dziewczyna interesuje się książkami i sama chodzi nad rzekę (a przecież może się utopić). Wywołuje to w czytelniku współczucie dla biednej, odrzuconej istotki, która zabiega o względy ukochanego brata i ojca. Dziewczynka to także wulkan emocji – każdą błahostkę przeżywa jakby była końcem świata.

Tak więc autor (-ka) przekonuje nas, że Madzia to biedna i pokrzywdzona osóbka, która zasługuje na współczucie i miłość. I tak też czytelnik czyni.


W dalszych częściach książki autorka jednak te uczucia zmienia (przynajmniej w moim wypadku). Nie wiem jaki miało cel takie odwrócenie odczuć czytelnika. Oczywiście znajdą się osoby, które nadal będą popierały zachowanie Magdaleny. Jednak ja do takich osób nie należę.

W każdym razie książka Eliot’a to pasmo niekończących się kłopotów rodziny Tulliverów. Przegrana sprawa sądowa, choroba, bieda i utrata majątku to nieszczęścia jakie dotykają bohaterów. Oczywiście wraz z rozwojem akcji, problemów tych przybywa – jedne się kończą, ale niestety szczęście nie trwa długo.
Jest tutaj też konflikt rodzinny, elementy romansu i innych ciekawych ‘rzeczy’.

Czy to aby nie za dużo jak na jedną książkę?

Jak dla mnie za dużo. Ciągłe ‘wymyślne’ kłopoty Tulliverów stają się czymś strasznie nierealnym, pozbawionym sensu i nudzącym czytelnika. Niestety…

Wielki plus za ironiczne podejście autora (-ki) do wydarzeń, uczuć i zachowań bohaterów.

Kastylijska rzeczywistość

Zaczął się kolejny miesiąc, przyszła więc pora na kolejną wyzwaniową książkę. Tym razem swoją kobiecą bohaterkę przedstawia Lion Feuchtwanger w “Żydówce w Toledo”.


Statystycznie rzecz biorąc tylko jedna wyzwaniowa książka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Teraz również nie miałam wielkich oczekiwań co to kolejnej pozycji.
Zwracając uwagę na ilość wypożyczeń tego dzieła z biblioteki, nie rozczarowałam się jego treścią.

Gdyby nie ‘przymus’ pewnie szybko porzuciłabym tą książkę. Tematy religijno wojenne są dla mnie dosyć nużące. Jeszcze jakby to było napisane w jakiś bardziej przystępny sposób to może by mnie ta książka pochłonęła, ale niestety tak się nie stało.

Początkowo autor nie ukazuje nam tytułowej bohaterki. Zaznajamia nas bowiem z jej ojcem – Ibrahimem z Sewilli (później Jehudą Ibn Esra). Właściwie to poznajemy jego obawy co do przejęcia posady członka rady królewskiej i związaną z tym przeprowadzką.
Ibrahim przyjmuje pozycję doradcy króla Alfonsa – głownie ze względu na prestiż, przywileje i władzę. Mógł on bowiem kierować poczynaniami władcy, oczywiście w sposób ‘pokrętny’ i ‘chytry’ jak na prawdziwego Żyda przystało.

Feuchtwanger w swojej książce porusza wiele drażliwych i spornych tematów.

Jednym z nich jest sytuacja Żydów i sposób w jaki postrzegają ich wyznawcy innych religii. Naród ten od wieków był potępiany. Częściowo z przyczyn religijnych, ale chyba najbardziej szkodziły im ich talenty. Od wieków wyznawcy judaizmu postrzegani byli jako ludzie sukcesu, wielkiej mądrości i posiadający nieprzeciętne umiejętności. Powszechnie wiadomo, że zazdrości się ludziom, którym powodzi się lepiej. W tym wypadku nie było inaczej.
W sukcesach Żydów zawsze upatrywano działalności sił nieczystych, diabelskich. Jeżeli coś poszło nie tak – winnym był Żyd.
Tak też rozwijała się kariera Jehudy. Jego rady, mimo że słuszne, spotykały się ze sprzeciwem mającym swe podłoże w zabobonach i pomówieniach. W dodatku w czasach ‘świętej’ wojny wszelkie wstrzymywanie się przed bitwą było potępiane zarówno przez Kościół jak i społeczeństwo. Jehuda zwracający uwagę na tragiczny stan Kastylijskiej gospodarki nie pochwalał planów wojny. Wiedział, że skazana jest na niepowodzenie. Wiedział również, że w skutek wojny ucierpią jego pobratymcy.

Jehuda wstrzymując Alfonsa przed wojną, skazywał siebie na potępienie Kościoła. Stopniowe poparcie uzyskiwał wśród Kastylijczyków, ale jego władza i majątek były solą w oku zazdrośników. Jego czyny przyćmiewały pieniądze.

Drugim problemem poruszanym przez autora niewątpliwie jest sensowność wypraw krzyżowych. Z lekcji historii wiadomo, że nie przyniosły one żadnych sukcesów. Przyniosły jednak za sobą biedę, niezadowolenie społeczeństwa i liczne ofiary.Wyswobodzenie Jerozolimy z rąk niewiernych nie powiodło się. Mimo to, dostojnicy kościelni ciągle zachęcali do dalszych, bezsensownych walk.
Urząd Jehudy i jego działalność zwracała uwagę na istotność i potrzebę pokoju. Zawieszenie broni dawało obywatelom spokój, a ojczyźnie szansę na gospodarczy rozkwit. Tak też stało się w Kastylii, gdy potępiany przez Kościół Alfonso, próżnował i nie wysyłał wojsk na odsiecz świętej Ziemi.
Wyprawy krzyżowe były jednym z największych grzechów kościoła. Ukazywały jego pogoń za pieniądzem i nietolerancje. Nie oszukujmy się – wyprawy wojenne miały przynieść nie tylko wolną Jerozolimę, ale również (a raczej przede wszystkim) muzułmańskie bogactwa. Wabienie wiernych na odpust wszystkich grzechów i na płynące z wypraw bogactwa, okazało się skuteczne. Sprzeczne z nauką Pisma Świętego, przyniosła jednak bezsensowne ofiary – w tym liczne kobiety i dzieci.

“Żydówka z Toledo” porusza również problem osoby króla. Alfonso znany był ze swej porywczej natury oraz braku rozsądku. Tutaj pojawia się postać Racheli, córki Jehudy. Ale władcy miała być tylko przelotnym romansem, jednak jej odmienność i spokój na trwałe wprowadziły Rachelę w życie Alfonsa.
Przy niej zapominał o państwie, problemach i opinii ludu. Nie poddawał się naleganiom doradców by opuścił La Galianę i wyprawił się przeciw niewiernym.
Rachela swoją pobożnością i w pełni oddaną religii, nie ulegała Alfonsowi. Nie wymógł na niej zmiany wiary, pochwały dla wojny i zabijania. Nie dostrzegał jej wstrętu dla krwawych opowieści i nie rozumiał tego co chciała mu przekazać.
Rachela dała jednak krajowi pokój. Im dłużej Alfonso uległa jej wdziękom, tym dłużej nie wyruszał na wyprawę wojenną. Król przeżywał z nią pełne radości momenty. Wywarła na jego życie wielki wpływ. Jej oddanie i niewinność spowodowały zmiany w charakterze króla. Jednak by się to stało, musiało dojść do tragedii.

Osoba Racheli to symbol czystości, wiary i mądrości. Poświęciła siebie by ratować innych. Wraz z ojcem poniosła największą ofiarę.

“Żydówka z Toledo” to książka pouczająca i filozoficzna. Zwracająca uwagę na problemy, które ciągle są obecne (w mniejszym stopniu) w ówczesnym świecie.

Książka te jednak mimo całej swej pouczającej wartości nie skradła mojego czytelniczego serca. Szczerze mówiąc męczyłam się przy niej. Ale na pewno nie jest to lektura, na którą zmarnowałam czas.

Rozważna i romantyczna

Jane Austen to autorka znana chyba każdemu. Któż nie zna tytułu ‘Duma i uprzedzenie’, czy to z książki czy z filmu? Przyznam, że nigdy nie zaznajomiłam się z jej twórczością, a wymieniony tytuł znałam jedynie z ekranizacji.

Jednak tworząc ten blog i biorąc udział w wyzwaniu (zawierającego klasykę literatury) postanowiłam zapoznać się z dziełami pani Austen. Widać to z resztą na mojej liście ‘must read‘ 😉

Jako, że z czasem u mnie kiepsko postanowiłam zabrać ze sobą z biblioteki cieńszą pozycję angielskiej pisarki. Przyznam, że wybór i tak miałam niewielki.

Cóż można napisać o “Rozważnej i romantycznej”? Na pewno muszę przyznać, że książka strasznie mnie rozczarowała. Tyle pozytywnych opinii, a mnie ta pozycja nie urzekła. Czegoś mi w niej brakowało. Wiem, że ostatnio często piszę, że książka była niedopracowana i inne tego typu zdania. Ale co ja na to poradzę?

Nie znoszę dzieł pisanych po łebkach. Lubię szczegóły i poświęcenie autora dla swojej książki. Nie wiem jak pozostałe dzieła Austen, ale ‘Rozważna i romantyczna’ tego poświęcenia nie zawierała.

Wiem, że szczegóły pochłaniają kolejne strony, ale wolę żeby książka była taką ‘małą’ encyklopedią niż krótkim byle czym. Sama kierowałam się grubością książki – fakt. Ale można pisać dokładnie i zwięźle. Można też niewielkim nakładem stron zbudować ciekawą historię.

‘Rozważna i romantyczna’ dla mnie była historią mdłą i przerysowaną. Rozumiem, że miała zwracać uwagę na problemy ówczesnego świata, ale na litość boską – nie da się tego napisać w sposób bardziej przystępny, niepowtarzający się i ciekawszy?

Austen w swojej książce zwraca uwagę (jak chyba większość współczesnych jej pisarzy) na różnice majątkowe. W szczególności pisze o trudnej sytuacji kobiet, których mężowie umierają nie pozostawiając im praktycznie żadnych środków do życia. Tak bowiem było w przypadku pań Dashwood.

Szczerze mówiąc, temat ten jest okropnie nużący dla współczesnego czytelnika. Na moim blogu przewija się kilka książek o podobnej tematyce. Zupełnie nie rozumiem dlaczego klasyka = problemy społeczne.
W tamtych czasach może i były to dzieła przełomowe, potrzebne i godne uwagi, ale dzisiaj? Kiedy tak na prawdę nie wiemy jak żyło się kilkanaście, kilkadziesiąt i kilkaset lat temu?
Chyba porzucę klasykę.

No dobra, a teraz wracam do ‘R i R’.
Główne bohaterki, Elinor i Marianne, to dwie różne osobowości. Właściwie ich charaktery zostały określone już w tytule powieści. Rozważna – Elinor i romantyczna – Marianne, na kartach książki przeżywają dość podobne przypadki.
Obie doznają zawodu miłosnego.

Ukochany Elinor, okazuje się mężczyzną już zaręczonym a młodsza Marianne lokuje swoje uczucia w nieodpowiedzialnym Willoughby‘m. Każda swój zawód przeżywa w inny sposób. W jaki – można domyśleć się przez znajomość ich charakterów.

Obydwie miłosne historie są jak dla mnie przerysowane i nierealne. Niezrozumiałe jest też dla mnie usprawiedliwienie postępowania obu panów. W dzisiejszych czasach, kiedy to serce przewyższa rozum (przynajmniej teoretycznie), pogoń za pieniądzem w imię uczuć jest czymś zupełnie nieodpowiedzialnym i potępianym. Na pewno nie jest też usprawiedliwiane, jak czyni w swojej powieści Austen.

Willoughby porzuca Marianne dla innej, bogatszej, chcąc ratować swoją sytuację materialną. Edward mimo tego, że wiąże się z dosyć ubogą Lucy, postępuje wbrew sercu. Nie zasługiwałby na moje potępienie, gdyby nie jego ‘zabawa’ uczuciami Elinor. Jak można flirtować będąc już zaręczonym?

Szczerze mówiąc, Austen usprawiedliwia nieodpowiednie zachowanie mężczyzn. Nie jestem feministką, ale każdy męski bohater Angielki jest przez nią ‘faworyzowany’. Cokolwiek by zrobił, pisarka wyjaśni jego zachowanie tak, aby bohaterki kobiece szczerze im współczuły.

Ja, będąc czytelniczką mającą wstręt do dwulicowości i innych tego typu zachowań, jestem pełna pogardy dla męskich bohaterów powieści.

Sympatię wzbudza we mnie jedynie postać Elinor, choć pod koniec powieści te uczucia do niej przygasają.

Może kiedyś była to powieść wartościowa, wskazująca na uzależnienie kobiet od mężczyzn, ale dzisiaj jej wartość maleje.

Nie polecam jej, ale i nie odradzam. Mi nie przypadała do gustu. A jak będzie z kolejnymi książkami Jane Austen? O tym się jeszcze przekonam, ale obawiam się, że rozczarowanie ‘Rozważną i romantyczną’ ostudzi mój zapał do przeczytania kolejnej pozycji autorki na pewien czas. Długi czas…

O klasach raz jeszcze

“Kochanek Lady Chatterley” to książka, na którą potrzebowałam tygodnia. Gdyby nie wyzwanie to rzuciłabym ją po kilku stronach.

Czy jest tak źle?

Jak dla mnie – tak. Od książki wieje nudą, niedopracowaniem i jakąś taką wymuszoną historią.
Pomijam już okropne wydanie Almapress, gdzie brak pytajników, myślników i przejrzystego układu.

Czytało mi się ją strasznie. Męczyły mnie te ”filozoficzne” wywody na temat nieśmiertelności, walki klas, uczuciach. A wykład o penisie dobił mnie zupełnie.
Nie dziwię się, że powstawało kilka wersji “Lady Chatterley“. Autor chyba dostrzegał braki w tej książce i wciąż dążył do doskonałości, której niestety nie udało mu się uzyskać.

Żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii. A powinno się tak stać.
Sama Konstancja, biedna i samotna, poświęcająca się dla kalekiego męża powinna wzbudzić współczucie u każdej kobiety. Współczucie i zrozumienie. Tak się jednak nie dzieje.

Lady Chatterley to kobieta zła i pozbawiona uczuć. Jej wypowiedzi to świadectwo egoizmu i walki o swoje dobro. Nie ma w niej nic co można polubić. Może oprócz odwagi i buntowi. Fakt, łamie stereotypy i uprzedzenia wiążąc się z gajowym, człowiekiem z ludu. Ale tą jej odwagę i bunt przytłacza jej osobowość i przywiązanie do majątku.

A sam Sir Chatterley? Chyba też powinien wzbudzić w czytelniku współczucie. Kaleka, przywiązany do wózka i nie mogący “zaspokoić” swojej żony. Lawrence kreuje go oczywiście na postać okrutną i negatywną. Dąży do władzy i pieniędzy nie licząc się z innymi. Konstancje traktuje jak swoją własność.

Gajowy? Prosty człowiek, poszkodowany przez los, zdradzony przez żonę. Ale mimo swojej prostoty także nie wzbudza sympatii. Dzieje się tak choćby przez stosunek do własnego dziecka. Nie przejawia on żadnego zainteresowania córką. Dla niego nie istnieje.
Jest też człowiekiem ponurym, bojącym się świata.

Rozumiem, że miała być to powieść o miłości łamiącej wszelkie konwenanse. Powieść o tym, że kobiety mają prawo do szczęścia. Ale co może o tym wiedzieć mężczyzna, należący mimo wszystko do “gatunku” panującego? Sam zapewne widział kobietę jako panią domu, oddaną mężowi. Po co więc zwodzić czytelniczki?

W książce rażące są też filozoficzne wywody bohaterów, w których i tak niewiadomo o co chodzi. Autor wspomina walkę klas, prawo niższej warstwy do szczęścia. Pisze także o arystokratach, pozbawionych uczuć i nie poddających się emocjom.

Podsumowując.
Książka to jedno wielkie nieporozumienie. Brak przekazu, ciekawej historii, uczuć i chyba przede wszystkim bohatera, którego czytelnik polubi i utożsami się z nim.

“Kochanek Lady Chatterley” to książka, której nikomu nie polecam. Może część czytelników się zbuntuje przeciw mojej opinii, ale dla mnie Lawrence nie wiedział o czym pisze. Koniec. Kropka.

Nie ponaglaj rzeki

“Pod purpurowym niebem” była pierwszą książką po jaką sięgnęłam w bibliotece. Tytułowa strona zawierała zdanie, które mnie przyciągnęło: ‘historia wielkiej miłości na tle wojen napoleońskich’. Pomyślałam sobie, że może będzie to coś w stylu Trylogii Sienkiewicza.

Tak więc książkę zabrałam… i tutaj pojawia się mały błąd. “Pod purpurowym niebem” miało poprzednika. Pierwszy tom. Trzeba być mną żeby zaczynać historię od końca. Mimo wszystko nie żałuję. Moja kolejna wizyta w bibliotece będzie poszukiwaniem “Nie ponaglaj rzeki”.

Książka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jak na polską historię pisaną przez Amerykanina nie jest źle. Wręcz przeciwnie. Co prawda autor trochę przegapił swoją szansę. Pomysł był na prawdę dobry – z wykonaniem trochę gorzej. Po przeczytaniu czuję pewien niedosyt. Możliwe, że swoje odczucia zmienię po zapoznaniu się z I tomem. Jednak na razie piszę to o czym wiem.

Strasznie rażące były dla mnie niedopracowane uczucia i emocje bohaterów. Jaka zakochana para, pałająca do siebie wielką miłością, po kilku latach rozłąki wymawia tylko jedno słowo: “Witaj”. Paranoja jakaś. Ja rozumiem, ze autor to mężczyzna więc o uczuciach niewiele wie, ale na miłość Boską – trochę więcej czułości:) Miłość to nie seks, który główni bohaterowie uprawiają za każdym razem gdy autor przedstawia ich razem w łóżku. Ach Ci mężczyźni…

Może razi mnie to ze względu na umiłowanie do płaczliwych scen miłosnych. Zwłaszcza niespodziewanych powrotów.
Uwielbiam lektury pełne emocji i uczuć, mające jakiś dokładniejszy portret psychologiczny bohatera. Powieści historyczne z romansem w tle to doskonały pretekst do takiej kreacji postaci.

Zaczynam obawiać się “Nie ponaglaj rzeki” i sceny gwałtu. Z drugiej strony pierwszy tom pisany był na podstawie pamiętnika. Pamiętnika kobiety. I jak ogólnie wiadomo pierwsze części przeważnie są o niebo lepsze od drugich.

A teraz słówko treści.

Głowni bohaterowie to Jan Stelnicki i Anna Berezowska. Losy ich miłości opisane w tomie pierwszym, mają swoją kontynuację w części drugiej. Chociaż tutaj przeplatają się z wieloma innymi wątkami. Właściwie przez te dwie postaci, autor zastanawia się nad sensem wojen napoleońskich.

Jak z lekcji historii wiadomo, Napoleon szybko zyskał poparcie Francuskiego rządu, imponując zdolnościami strategicznymi. Jednak małego przywódcę pochłonęła chęć utworzenia wielkiego cesarstwa, na wzór Imperium Rzymskiego.

Do swoich planów potrzebował sprzymierzeńców. Idealni okazali się Polacy: waleczni, dzielni i pragnący wolnej ojczyzny, co obiecał Napoleon.

Autor zaznacza z jaką naiwnością Polacy dali się zwieść cesarzowi. Walczyli na obcym terytorium, za sprawę która bezpośrednio nie dotyczyła ojczyzny.
Jedynym usprawiedliwieniem jest miłość do Polski.

Ale właśnie: czy miłość do ojczyzny jest powodem by niszczyć miłość do drugiej osoby?

Autor porusza ten wątek przez ukazanie losów Jana i Anny. Na ślub czekali wiele lat. Na drodze do ich szczęścia stawało wiele osób i wydarzeń. Kiedy w końcu udaje im się połączyć, Jan otrzymuje powołanie do wojska. Właściwie sam podejmuje decyzję o wyruszenie na wojnę. Po dwóch latach życia małżeńskiego bohater opuszcza żonę wraz z trójką dzieci. Anna rozumiejąc jego patriotyzm nie przeszkadza mu w wyjeździe. Jest silną kobietą i świetnie radzi sobie sama. Jednak, jak sama podkreśla, inaczej wyobrażała sobie życie. Przeżyła wiele zła: śmierć rodziców, gwałt, rzeź Pragi. Małżeństwo z ukochanym mężczyzną miało wreszcie przynieść jej spokój. Tak się jednak nie stało.

Samotnie zmaga się z wieloma przeciwnościami. Z natarczywym starostą, masonerią mającą plany co do jej syna Tadeusza i z miłością, która miała być rajem.

Podczas wojen zginęło wiele osób, które przez swoją, jak się później okazało, bezsensowną śmierć, zostawiły bliskich. Anna także traci kogoś ważnego. Jaki jest więc sens wojen?

“Pod purpurowym niebem” mimo, że jest książką niedopracowaną, wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Lektura łatwa, miła i przyjemna. Szybko się czyta. Idealna dla tych, którzy uwielbiają powieści pisane w stylu “Potopu”, chociaż przepaść między Sienkiewiczem a Martinem jest ogromna. Chociaż jedynym podobieństwem jest tutaj miłość na tle wojen i ciągle komplikujące się losy bohaterów.

Mimo wszystko polecam. Na nudne zimowe wieczory.



Pisząc tą notkę, przypomina mi się ciągle wersja wymyślona przez mojego Mężczyznę. Powiedziałam tylko, że czytam książkę, w której bohater zostawia zonę wraz z trójką dzieci, by iść na wojnę. Wyszła z tego niesamowita opowieść, w której Jan kradnie lufę z czołgu by potem zamontować na niej antenę satelitarną. Ci z czołgu niestety przemarzli mając wielki otwór w swoim pojeździe co nie przeszkodziło im zatrzymanie się w MacDonalds‘ie. O lombardach i arce Noego już nie wspomnę 😉