Nie ponaglaj rzeki

“Pod purpurowym niebem” była pierwszą książką po jaką sięgnęłam w bibliotece. Tytułowa strona zawierała zdanie, które mnie przyciągnęło: ‘historia wielkiej miłości na tle wojen napoleońskich’. Pomyślałam sobie, że może będzie to coś w stylu Trylogii Sienkiewicza.

Tak więc książkę zabrałam… i tutaj pojawia się mały błąd. “Pod purpurowym niebem” miało poprzednika. Pierwszy tom. Trzeba być mną żeby zaczynać historię od końca. Mimo wszystko nie żałuję. Moja kolejna wizyta w bibliotece będzie poszukiwaniem “Nie ponaglaj rzeki”.

Książka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jak na polską historię pisaną przez Amerykanina nie jest źle. Wręcz przeciwnie. Co prawda autor trochę przegapił swoją szansę. Pomysł był na prawdę dobry – z wykonaniem trochę gorzej. Po przeczytaniu czuję pewien niedosyt. Możliwe, że swoje odczucia zmienię po zapoznaniu się z I tomem. Jednak na razie piszę to o czym wiem.

Strasznie rażące były dla mnie niedopracowane uczucia i emocje bohaterów. Jaka zakochana para, pałająca do siebie wielką miłością, po kilku latach rozłąki wymawia tylko jedno słowo: “Witaj”. Paranoja jakaś. Ja rozumiem, ze autor to mężczyzna więc o uczuciach niewiele wie, ale na miłość Boską – trochę więcej czułości:) Miłość to nie seks, który główni bohaterowie uprawiają za każdym razem gdy autor przedstawia ich razem w łóżku. Ach Ci mężczyźni…

Może razi mnie to ze względu na umiłowanie do płaczliwych scen miłosnych. Zwłaszcza niespodziewanych powrotów.
Uwielbiam lektury pełne emocji i uczuć, mające jakiś dokładniejszy portret psychologiczny bohatera. Powieści historyczne z romansem w tle to doskonały pretekst do takiej kreacji postaci.

Zaczynam obawiać się “Nie ponaglaj rzeki” i sceny gwałtu. Z drugiej strony pierwszy tom pisany był na podstawie pamiętnika. Pamiętnika kobiety. I jak ogólnie wiadomo pierwsze części przeważnie są o niebo lepsze od drugich.

A teraz słówko treści.

Głowni bohaterowie to Jan Stelnicki i Anna Berezowska. Losy ich miłości opisane w tomie pierwszym, mają swoją kontynuację w części drugiej. Chociaż tutaj przeplatają się z wieloma innymi wątkami. Właściwie przez te dwie postaci, autor zastanawia się nad sensem wojen napoleońskich.

Jak z lekcji historii wiadomo, Napoleon szybko zyskał poparcie Francuskiego rządu, imponując zdolnościami strategicznymi. Jednak małego przywódcę pochłonęła chęć utworzenia wielkiego cesarstwa, na wzór Imperium Rzymskiego.

Do swoich planów potrzebował sprzymierzeńców. Idealni okazali się Polacy: waleczni, dzielni i pragnący wolnej ojczyzny, co obiecał Napoleon.

Autor zaznacza z jaką naiwnością Polacy dali się zwieść cesarzowi. Walczyli na obcym terytorium, za sprawę która bezpośrednio nie dotyczyła ojczyzny.
Jedynym usprawiedliwieniem jest miłość do Polski.

Ale właśnie: czy miłość do ojczyzny jest powodem by niszczyć miłość do drugiej osoby?

Autor porusza ten wątek przez ukazanie losów Jana i Anny. Na ślub czekali wiele lat. Na drodze do ich szczęścia stawało wiele osób i wydarzeń. Kiedy w końcu udaje im się połączyć, Jan otrzymuje powołanie do wojska. Właściwie sam podejmuje decyzję o wyruszenie na wojnę. Po dwóch latach życia małżeńskiego bohater opuszcza żonę wraz z trójką dzieci. Anna rozumiejąc jego patriotyzm nie przeszkadza mu w wyjeździe. Jest silną kobietą i świetnie radzi sobie sama. Jednak, jak sama podkreśla, inaczej wyobrażała sobie życie. Przeżyła wiele zła: śmierć rodziców, gwałt, rzeź Pragi. Małżeństwo z ukochanym mężczyzną miało wreszcie przynieść jej spokój. Tak się jednak nie stało.

Samotnie zmaga się z wieloma przeciwnościami. Z natarczywym starostą, masonerią mającą plany co do jej syna Tadeusza i z miłością, która miała być rajem.

Podczas wojen zginęło wiele osób, które przez swoją, jak się później okazało, bezsensowną śmierć, zostawiły bliskich. Anna także traci kogoś ważnego. Jaki jest więc sens wojen?

“Pod purpurowym niebem” mimo, że jest książką niedopracowaną, wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Lektura łatwa, miła i przyjemna. Szybko się czyta. Idealna dla tych, którzy uwielbiają powieści pisane w stylu “Potopu”, chociaż przepaść między Sienkiewiczem a Martinem jest ogromna. Chociaż jedynym podobieństwem jest tutaj miłość na tle wojen i ciągle komplikujące się losy bohaterów.

Mimo wszystko polecam. Na nudne zimowe wieczory.



Pisząc tą notkę, przypomina mi się ciągle wersja wymyślona przez mojego Mężczyznę. Powiedziałam tylko, że czytam książkę, w której bohater zostawia zonę wraz z trójką dzieci, by iść na wojnę. Wyszła z tego niesamowita opowieść, w której Jan kradnie lufę z czołgu by potem zamontować na niej antenę satelitarną. Ci z czołgu niestety przemarzli mając wielki otwór w swoim pojeździe co nie przeszkodziło im zatrzymanie się w MacDonalds‘ie. O lombardach i arce Noego już nie wspomnę 😉

Leave a comment