Jeżynowe wino

Książka Joanne Harris było swego rodzaju ucieczką od rzeczywistości, czymś łatwym oraz przyjemnym. Było to moje drugie spotkanie z twórczością tej pisarki. W niewielkim stopniu ‘Jeżynowe wino’ nawiązuje do ‘Czekolady’, opisanej gdzieś na początku mojej blogowej przygody. Nie są to żadne istotne wydarzenia – ta sama miejscowość, kilku bohaterów z poprzedniej powieści i wspomnienia dotyczące Vianne.

‘Czekolada’ była książką ‘magiczną’, wspaniałą na samotny wieczór pod kocem. A jakie jest ‘Jeżynowe wino’?

Powieść to przekaz sporej część życia Jay‘a – angielskiego pisarza, który po wielkim sukcesie swojej książki, popadł w stan niemocy. Żyjąc przeszłością, nie potrafił odnaleźć się w otaczającym go świecie. Jego wena uleciała, zniknęła. Wszystko wskazuje na to, że będzie tak już zawsze

Życie Jay‘a zaczyna się jednak zmieniać się wraz z otwarciem pierwszej butelki wina, jednego ze ‘Specjałów’…

Pamiątka dzieciństwa, dawnych przyjaźni i rozczarowań w magiczny sposób wywołuje wiele nieodwracalnych oraz zaskakujących zmian w martwym dotychczas życiu bohatera. Wreszcie zdobywa się na odrobinę szaleństwa i zaczyna podejmować spontaniczne decyzje. Kierowany wspomnieniami kupuje dom w jednej z francuskich wsi. To tam dokonuje się jego całkowita przemiana, rozliczenie z przeszłością i wreszcie pojawia się promyk nadziei na przyszłość.

Joanne Harris zaznajamia czytelnika zarówno z wydarzeniami teraźniejszymi jak i z tymi z lat dzieciństwa Jay‘a. Rozdział po rozdziale poznajemy historię bohatera – jego pasje, rozczarowania, marzenia.
Powieść zawiera także w sobie odrobinę magii i tajemnicy, co tworzy niepowtarzalny klimat.

Jednak książka nie zachwyca. Co prawda nie liczyłam na światowe arcydzieło, ale ‘Czekolada’ wzmogła mój apetyt na coś bardziej pasjonującego. Nie licząc kilku końcowych rozdziałów, nie odliczałam czasu do powrotu do lektury. Zakończenie pozostawiło po sobie uczucie lekkiego rozczarowania i niedosytu.


Życie Pi

227. Tyle dni na ratunek czekał Pi. Jednak wybawienie i tak nie nadeszło. Poradził sobie sam… chociaż gdyby nie jego interesujący ‘towarzysz’, może nie dotrwałby do końca.

Bohatera poznajemy dokładnie jeszcze zanim doszło do katastrofy. Był indyjskim chłopcem, synem dyrektora ZOO. Wydarzenia dzieciństwa Pi, nie tylko przybliżają czytelnikowi jego osobę, ale są także studium nad wiarą, miłością, pasją. Przez powiązanie życia rodziny ze zwierzętami, książka przedstawia także ich naturę, obala mity i ukazuje w jak wielkiej nieświadomości żyje człowiek.

Trudna sytuacja polityczna prowadzi niestety do ucieczki rodziny Pi. Sprzedają ZOO, zwierzęta i pozostawiają za sobą to co najbardziej kochali. Kanada – cel ich podróży, nie została jednak osiągnięta. Z niewyjaśnionych przyczyn statek ulega awarii. Przeżywa tylko Pi…

Właściwie nie tylko.

Na szalupie ratunkowej, na którą ‘wciśnięty’ został Pi przez załogę, nie jest tak bezpiecznie jak mogłoby się wydawać. Szlachetny akt załogi mógł zasługiwać na pochwałę. Do czasu. Wkrótce bohater poznaje prawdziwe przyczyny tego bohaterskiego czynu marynarzy. Szalupa mogąca pomieścić trzydzieścipare osób, gości ‘tylko’ jedną dziesiątą rozbitków. Pi za swoich towarzyszy ma przedstawicieli świata zwierząt: jedną hienę, umierającą zebrę, później orangutana, szczura i kilka karaluchów. No i jeszcze królewskiego tygrysa bengalskiego.

Jak wyglądają stosunki w tej sztucznej niszy ekologicznej?
Radzę przekonać się samemu. Zdradzę tylko, że łańcuch pokarmowy uległ małym przeobrażeniom.

‘Życie Pi’ jest jak ‘Robinson Cruzoe‘. Tylko, że zamiast poradnika jak przetrwać na bezludnej wyspie, Pi uczy nas jak przeżyć w znacznie trudniejszych warunkach: na samym środku Oceanu Spokojnego i z wygłodniałym tygrysem na pokładzie. Książka ta to także analiza ludzkich zachowań, przykład tego jak wiele jesteśmy w stanie przetrwać i co daje nam siłę by żyć.

Mimo tragicznych doświadczeń Pi nie traci pogody ducha. Ciągle wierzy, potrafi kochać i odnaleźć się w nowym świecie jakim staje się dla niego Ameryka.

Książka czytana jednym tchem – gorąco polecam.

Wahadło Foucaulta

“Wahadło Foucaulta” to moje drugie spotkanie z Umberto Eco. Przyznam, że ‘Imię róży’ było dla mnie książką łatwiejszą, mniej skomplikowaną i wymagającą mniejszego wkłady intelektualnego. Trzeba jej poświęcić znacznie więcej uwagi, a z tym u mnie bywa różnie.

W sumie mam mieszane uczucia co do niej, łudząco podobne do tych, które miałam po ‘Annie Kareninie‘. Mam wrażenie, że nie przeczytałam tej książki dokładnie – z należytą czcią i poświęceniem.

Umberto Eco popisał się wielkim geniuszem. Jego znajomość historii i umiejętność wplecenia jej w czasy współczesne zasługuje na pochwałę. Także rozumowanie autora jest przekonujące i bardzo wiarygodne. Autor doskonale wcielił się w rolę detektywa oraz historyka, próbując przedstawić i rozwiązać odwieczną zagadkę Templariuszy i Świętego Graala.

Swoje teorie przedstawia przy pomocy bohaterów – trzech mediolańskich naukowców, pracujących w pewnym wydawnictwie. Każdy z nich to nie tylko pasjonat historii, ale też normalny człowiek popełniający w życiu błędy i pragnący namiastki spokoju.

Eco ukazując zagadkę Templariuszy, pokazuje też jak zachowują się ludzie poświęcający życie na poszukiwaniu tajemnic. Autor przedstawia ich w dosyć niekorzystnym świetle. Udowadnia, że taka pasja to nie tylko ‘zjadacz’ prywatnego życia, ale także coś co może doprowadzić do tragedii. Dodatkowo można odnieść wrażenie, że “Wahadło…” jest dziełem prześmiewczym, wyszydzającym głupotę i niewiedzę ‘wyznawców’.

Jednak mimo tej niewiarygodnej wiedzy jaką wykazał się Eco w powieści, czegoś mi brakowało. Trochę zawiodło mnie zakończenie i samo ukazanie rozwiązania zagadki. Liczyłam chyba na coś bardziej dramatycznego, niewiarygodnego… Nadmiar informacji może też trochę męczyć. Przyznam, że miałam spore problemy z uporządkowaniem faktów, wiele z nich mi się myliło, cześć zapomniałam po przeczytaniu kolejnych rozdziałów. Niezaprzeczalnie książka jest dziełem dopracowanym, ale chyba jednak Eco przesadził z ilością zawartej w powieści wiedzy. Normalny czytelnik, nieznający zagadnień z historii templariuszy, gubi się w trakcie czytania.

Zdaję sobie sprawę, że mój wpis pozostawia wiele do życzenia, więc dodam notkę wydawniczą – może ona zachęci do przeczytania ‘Wahadła…’ 😉


“Wahadło Foucaulta” można nazwać erudycyjną powieścią sensacyjną. Trzej mediolańscy intelekualiści, zainteresowani historią i naukami hermetycznymi, zaczynają snuć hipotezy ma temat tajnych zamierzeń templariuszy i legendarnych różokrzyżowców, którym przypisywano dążenia do zawładnięcia światem. Bohaterowie powieści wymyślają własny Plan. Tymczasem na ich drodze stają zagadkowe postacie, a nagromadzenie niesamowitych wypadków sprawia, że zacierają się granice rzeczywistości. Odkrywanie rzekomej prawdy przeradza się w obsesję. Rezultaty dociekań prowadzą do sytuacji znacznie bardziej dramatycznych, niż ktokolwiek mógł to przewidzieć. Dochodzi nawet do zbrodni.

Czym jest ta niezgłębiona dotąd tajemnica owych tajemnych zgromadzeń? – na to pytanie autor nie udziela jasnej odpowiedzi, podejmując z czytelnikiem wyszukaną grę intelektualną i zachęcając do własnych wniosków i poszukiwań. W tej fascynującej, wielowątkowej powieści Eco zastanawia się nad spiskową teorią dziejów i jak zwykle po mistrzowsku balansuje między erudycją i schematami kultury popularnej, zaspokajając gusty szerokiego kręgu odbiorców literatury.

[Oficyna Literacka Noir sur Blanc, 2002]