Nareszcie dzień pracujący. Nareszcie czynna jest moja biblioteka.
Tym razem do domu zaprosiłam pięć książek.
“Gnój” Wojciecha Kuczoka. Rodzime środowisko, patologia i analiza psychologiczna w jednym.
Wśród rodaków pałających się pisaniem znalazła się w moim stosie Halina Popławska z książką “Kwiat Lilii we Krwi”. XVIII-wieczna Francja za czasów Rewolucji i tajemnicze zniknięcie Ludwika XVII – małego króla.
Echa historyczne ma także “Mapa Trzech Mędrców” James’a Rollins’a. Obok historii ma pojawić się w niej także religia i spisek.
Przyszedł wraz ze mną od dawna planowany Terry Pratchett. Tyle lat się za niego zabieram i dopiero dzisiaj zdecydowałam się na pożyczenie “Carpe Jugulum”.
Znudzona godzinnym błąkaniem się między regałami, wkurzona na siebie, że jak zwykle przyszłam do biblioteki nieprzygotowana, przypadkiem zauważyłam “Kwiat Pustyni” Waris Dirie. Dawno temu, jak ukazała się książka, przymierzałam się do niej. I teraz dziwnym trafem losu spotkała się z moim wzrokiem.
O żadnej z tych książek nigdy nie słyszałam (no oprócz “Kwiatu Pustyni”), żadna też nie jest z mojej listy. Przymierzałam się do Jane Austen, ale niestety książki były w opłakanym stanie. Miałam też w rękach po raz drugi “Mistrza i Małgorzatę”, ale stwierdziłam, że już ją znam i potrzebuję czegoś nowego.
Tak więc nie pozostaje nic innego jak zabrać się za czytanie 🙂